< > wszystkie blogi

Wspomnienia z 1997r

1 marca 2009

Postaram się dzisiaj cofnąć pamięcią do lipca 1997 roku, miałem wtedy ok 12lat, spróbuje opisać to, co pamiętam z tamtych dni.

"Na Rakowcu (tzw. Trójkąt Bermudzki) natomiast woda sięgała tylko pierwszego piętra, ale znajdujące się tam kamienice sprzed wojny, nierzadko z drewnianymi stropami, ucierpiały tak bardzo, że wiele z nich trzeba było zburzyć (kilka z nich zawaliło się samych; na szczęście dla ich mieszkańców nikt nie ucierpiał)(...)W sobotę 12 lipca woda wtargnęła do centrum miasta prawdopodobnie przez Żabią Groblę i ul.R.Traugutta. Następnie przez ul. T. Kościuszki i ul. Komuny Paryskiej dotarła do fosy miejskiej rozlewając się na okoliczne osiedla, nocą docierając na południu do ul.J. Piłsudskiego i Dworca Głównego a na zachodzie płynąc w stronę ul. Legnickiej i osiedla Szczepin. W ten sposób północna część miasta została całkowicie odcięta od południowej. Dopiero w poniedziałek 14 lipca w godzinach popołudniowych udało się wysiłkiem mieszkańców zatamować wodę przy Żabiej Grobli."[Wikipedia]


Przypominam sobie, że słysząc syrenę ostrzegawczą i głos z megafonu, który ostrzegał przed niebezpieczeństwem wyszedłem z rodzicami przed dom na ulicę. Nie pamiętam teraz co mówili, ale prawdopodobnie ostrzegali ludzi, że woda przebiła się przez wały i należy się przygotować na zalanie.  Poszliśmy w stronę szpitala im. Marciniaka, który jest niedaleko mojego domu (100-200m) i obok Oławki która jest jakąś odnogą rzeki Odra. Gdy tam doszliśmy zobaczyłem, wlewającą się wodę na ulicę Traugutta ze strony Żabiej Ścieżki prowadzącej do Oławki, trzeba było cofać się i uciekać, gdyż woda powoli wszystko zalewała. Wyglądało to tak jak ucieka się przed falą nad morzem tyle, że tutaj ta fala nie zatrzymywała się tylko cały czas spokojnie płynęła do przodu. Byłem zaskoczony tym wszystkim, szybko zebrało się dookoła trochę ludzi, była też telewizja filmująca te wydarzenia - wszyscy oglądali to ciekawe zjawisko :). Prawdopodobnie było to pierwsze miejsce gdzie woda rozpoczynała swój atak na Wrocław. Trzeba było szybko działać, gdyż wody było coraz więcej, mój tata postanowił przestawić samochody na jakieś wzniesienie, gdzieś gdzie woda ich nie dopadnie. Było małe zamieszanie czuć było pewne podniecenie tą niecodzienną sytuacją, takie uczucie, że dzieje się coś dziwnego, coś wielkiego i ja jestem tego światkiem i uczestnikiem.

Była już godzina 17 lub nawet później. Wszyscy ludzie wychodzili z domów pełna mobilizacja i solidarność sąsiadów, prowadzili rozmowy, byli jak wielka rodzina, nikt nie wiedział tak naprawdę co się dzieje. Gdy wróciliśmy do domu sąsiedzi z mojego bloku zaczęli napełniać worki z piaskiem z piaskownicy:). Nie pamiętam już ale wydaje mi się, że ten piasek był już wcześniej podwieziony na wypadek gdyby woda wdarła się do miasta. Worki kładli w drzwiach do budynku, aby uszczelnić te miejsca i nie dopuścić, aby woda wlała się na klatkę schodową lub piwnicy czy szybu windy. To było jak przygotowania do nierównej wojny z siłami natury. Patrzyłem na podwórko z okna na piątym piętrze, z każdą minutą woda była bliżej domu, w pewnym momencie pomyślałem sobie, że mam jezioro na podwórku jak to nieraz bywa przy dużych ulewach. Nie wiedziałem, że ta większa kałuża to dopiero początek czegoś znacznie gorszego. Postanowiłem zejść na dół i zobaczyć co dzieje się na ulicy, ale już nie dało się wyjść, woda była przy głównych drzwiach wejściowych do budynku, worki z piaskiem w drzwiach jeszcze powstrzymywały wodę. Nieco później było już naprawdę dużo wody, a ulicami płynęła prawdziwa rzeka z wartkim nurtem. Patrząc przez okno na pierwszym piętrze widziałem płynący samochód porwany przez wodę. Woda sięgała ludziom już do pasa, niektórzy z wielkim trudem próbowali przejść przez tą "rzekę". Worki z piaskiem już nic nie pomagały, wyjście i wejście do budynku było już całkowicie zalane, woda była już na klatce schodowej.

Zalana została piwnica i szyb windy, schodząc z pierwszego piętra zobaczyłem niecodzienny widok, schody zatapiały się w wodzie i nie dało się dalej przejść, istna pułapka, coś jak zalane sztolnie lub bunkry, tak to kojarzyło się. Po pewnym czasie ktoś powiedział żeby nie dotykać metalowych barierek przy schodach gdyż mogą być pod napięciem, woda mogła przewodzić prąd z zalanej klatki do barierek. Po pewnym czasie dla bezpieczeństwa wyłączono prąd oraz wodę był chyba tylko gas. Robiło się coraz ciemniej nie wiedziałem co robić nie było telewizora ani światła;) tragedia;).

Na drugi dzień patrząc przez okno zobaczyłem samą wodę, wszystko zalane, żadnych samochodów krzaków czy jakiś nierówności terenu, wszystko zakryte wodą. Wystawały tylko dachy garaży. Słyszałem rozmowy, że Ci, co chodzą po ulicach w wodzie, a właściwie pływają to szaleńcy, gdyż woda podobno była strasznie zanieczyszczona. Mówiono, że mogą wpaść w jakąś dziurę pod wodą lub po prostu na coś się nadziać w wodzie itd. Patrząc przez okno na ulicę widziałem jak ludzie pływali i wchodzili na dachy zatopionych samochodów. Pamiętam, że po ulicach pływały amfibie z wojskiem i rozwoziły żywność, wodę oraz środki czystości. Przed południem dostaliśmy od nich kilkanaście bochenków chleba i dużo kostek masła dla wszystkich mieszkańców bloku. Amfibie pływały ulicami i często trafiały na różne przeszkody, najczęściej były to czyjeś samochody;) Jak czołgi amfibie zgniatały je swoimi gąsienicami, oczywiście nie specjalnie, raczej starali się płynąć środkiem ulicy, ale nurt wody w niektórych miejscach poprzesuwał samochody.

To odcięcie od świata trwało kilka dni. Helikoptery wojskowe latały nad dachami domów i zrzucały różne paczki z pomocą, ludzie widząc to wychodzili na dachy i wywieszali prześcieradła z jakimiś napisami. Pamiętam, że na nasz dach nie dało się nic zrzucić, ponieważ był za bardzo spadzisty. Postanowili zrzucić coś na inny budynek obok,  cała akcja była niesamowita byłem wtedy pod wielkim wrażeniem, widziałem ogromną maszynę zawieszoną w powietrzu nad moim podwórkiem, silniki były tak głośne, że trzeba było rękami zasłaniać uszy. To był niesamowity widok.

Kolejnego dnia przypłynął dziadek już świętej pamięci na dużym wojskowym pontonie. Zostawił nam go i dzięki niemu mogliśmy pływać po zalanych ulicach, czułem się jak bym był w Wenecji. Widziałem z bliska kawałki znaków drogowych wystających z wody, wystające światła przy przejściach dla pieszych. Pamiętam, też, że niektóre szyby z witryn sklepów były powybijane, a towar pływał po całym sklepie. Płynąc przez ulicę Traugutta trafiliśmy na amfibię, zrzucili nam wodę, jedzenie i inne rzeczy. Wyglądało to tak, jakby z burty jakiegoś statku zrzucano do szalupy pomoc ratunkową.

Przepływając pod mostem kolejowym na ulicy Dyrekcyjnej mogłem prawie sięgnąć jego sklepienia tyle było wody. Za mostem była stworzona ogromna tama z worków z piaskiem, a za nią baza ratowników i suchy ląd. Dostaliśmy od nich jakieś leki przeciwbólowe gdyż moja mamę bolał ząb. Chwilę porozmawialiśmy i po jakimś czasie popłynęliśmy z powrotem do domu:).

Po kilku dniach woda zaczęła powoli opadać, w końcu całkowicie zniknęła i można było wreszcie wyjść na zewnątrz. Poszedłem na ulicę zobaczyć jak to wygląda, była wtedy słoneczna pogoda, po wyjściu z domu zobaczyłem obraz jak po wojnie. Chodniki były porozwalane jak po wybuchach bomb, wszędzie było błoto, piach i śmieci. Było bardzo dużo uszkodzonych i pootwieranych samochodów, w sklepach była jeszcze woda i dużo błota, towar ze sklepów był całkowicie zniszczony i porozrzucany. Na podwórku leżały ryby, tak na podwórku i ulicach leżały martwe ryby. Na każdym budynku był odbarwiony ciemny pas wysoki na ponad 2 metry, który pokazywał, do jakiej wysokości sięgała woda, jeszcze dziś na niektórych budynkach można zobaczyć taką linię.

Zaczęło się wielkie sprzątanie, wypompowywano zalegającą wodę, osuszano samochody, wynoszono zalane rzeczy z piwnic, towary ze sklepów, wszędzie tworzyły się wielkie góry śmieci. Na moim podwórku była góra śmieci sięgająca kilku metrów. Wszystko nie nadawało się już do użytku lub sprzedaży. Ludzie opróżniali całe piwnice z zalanych rzeczy i wyrzucali na górę śmieci, było tego naprawdę dużo. W późniejszym czasie bardzo wiele starych kamienic zostało wyburzonych, z mojej okolicy naliczyłem ich ponad 15 i jeszcze do teraz kilka czeka na wyburzenie. Dzisiaj w niektórych tych miejscach powstały nowe budynki, pamiętam też, że jak zawsze w takich wydarzeniach nie zabrakło wielu oszustów i przekrętów związanych z pomocą dla powodzian, ale to temat na inną notkę.

Dzisiaj można znaleźć kilka miejsc upamiętniających powódź tysiąclecia we Wrocławiu, na ul. Romualda Traugutta, na Mostach Młyńskich wmurowano pamiątkowe tablice na moście Uniwersyteckim wzniesiono pomnik Powodzianka, a na Odrze postawione są wskaźniki poziomu wody z lipca 1997 roku. To, co wydarzyło się w tych dniach będzie dla mnie niezapomnianym przeżyciem na pewno tego nigdy nie zapomnę.


Linki:


Fotorelacje:



Ogólna fotorelacja



Fotorelacja z mojej okolicy

Zdjęcia z powodzi we Wrocławiu

Jak Wrocławianie ocalili zoo przed zalaniem

Kozanów i inne miejsca


Dziennik powodzi (wybrane wpisy):

Raport z oblężonego miasta


Ulica Traugutta - tu ważyły się losy miasta


Zoo - zwierzęta i powódź

Śmigłowce pomocy


Trzeba pomóc wodzie wyjść

Nie wykluczam epidemii

Płyniemy na zakupy


Fajny film z mojej okolicy





Część filmu: "Kronika Wrocławskiej powodzi 1997r"









 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi