My, Polacy, jesteśmy Narodem Wybranym. Samo to stwierdzenie mogłoby
wystarczyć za cały artykuł; milion okejek, publikacja roku na JM,
oklaski i splendor...
Różowe Pantery to legendarna grupa przestępcza, w skład której wchodziły setki ludzi. Trzon organizacji stanowili serbscy weterani wojny bałkańskiej, którzy po zakończeniu konfliktu zaangażowali się w działalność przestępczą. W ciągu 30 lat działalności Pantery ukradły biżuterię wartą 640 milionów dolarów. Większości łupów nigdy nie odnaleziono. W sumie serbskie Pantery przeprowadziły 380 napadów z bronią na całym świecie.
Na opinię znakomitego artysty czasem pracować trzeba długo,
skrupulatnie dobierając role i odrzucając propozycje, które
mogłyby źle wpłynąć na nieskalaną, aktorską reputację. Nie do
końca wiadomo czemu pierwszoligowi, utalentowani gwiazdorzy
nieoczekiwanie potrafią chwycić się fuchy, która już na poziomie
scenariusza śmierdzi nieświeżą kaką. No bo czy to wypada, aby
taki Sean Connery zgodził się użyczyć swego pięknego głosu na
potrzeby paździerzowej bajki, o której praktycznie nikt nie
słyszał?
#1. Anthony Hopkins
W 1985 roku Anthony
Hopkins miał już za sobą 20 lat bardzo owocnej kariery, w czasie
której stworzył całe mnóstwo niezapomnianych kreacji – od
dzwonnika z Notre Dame, przez Otella, aż po … Adolfa Hitlera.
Wydawać by się mogło, że aktor z takim doświadczeniem nie
powinien angażować się w projekty o słabym, artystycznym
potencjale. A jednak – w 1985 roku późniejszy laureat aż dwóch Oscarów (i aktor nominowany do sześciu tych nagród) zagrał w miniserialu, a właściwie minioperze mydlanej
pod tytułem „Hollywood Wives”. Dziełko to powstało na fali
popularności „Dynastii” (producentem był tu nawet człowiek
odpowiedzialny za jej sukces – Aaron Spelling).
Serial ten nie tylko
nie zachwycił odbiorców, ale i spotkał się z dość chłodnym
przyjęciem ze strony krytyków, którzy mieli już serdecznie dość
kolejnych, nudnych produkcji o dramatach przedstawicieli klasy
najwyższej.
#2. Al Pacino
Kto by się
spodziewał, że do wybitnie bogatego CV, w którym pojawiają się takie
postaci, jak Tony Montana, podpułkownik Frank Slade i Michael
Corleone dołączy rola… Ala Pacino. Tak, gwiazdor „Człowieka z blizną” zagrał siebie w produkcji, która już ze względu
na samą jej główną gwiazdę powinna być omijana szerokim łukiem. Zarówno przez artystów, jak i potencjalnych widzów. Mowa o filmie „Jack i Jill” –
kolejnym z masowo produkowanych gniotów z Adamem Sandlerem. W tym
wypadku – ku „uciesze” widzów, grającego dwie różne role!
Nikogo specjalnie nie zdziwiło, że gwiazda tego filmu została
nominowana do kolejnej w swej karierze Złotej Maliny (warto dodać,
że do 2018 Sandler miał na koncie takich nominacji 120, z czego 46
mu przyznano). Tym jednak razem, za swój nieznośnie wręcz
przerysowany popis, swoją pierwszą, niezbyt zaszczytną nagrodę
dostał też Al Pacino.
#3. Sean Connery
W 2003 roku sir Sean
Connery odszedł na zasłużoną emeryturę i mimo licznych
propozycji nie zamierzał zawracać sobie głowy graniem w
najbardziej nawet ambitnych produkcjach. Bo po co? Trzy lata później
zrobił małe odstępstwo od swojej decyzji i specjalnie dla fanów agenta 007 podłożył
głos słynnemu szpiegowi w grze komputerowej „From Russia with Love”. Większość z
nas uważa jednak, że ostatnią filmową rolę Connery zaliczył w
dość średniej „Lidze niezwykłych dżentelmenów”. Może to i
dobrze, że zapominamy o jeszcze jednym, znacznie nędzniejszym, kinematograficznym dziełku... W 2012 roku emerytowany gwiazdor użyczył
swych strun głosowych tytułowej postaci z animowanej (boleśnie
wręcz przeterminowanym CGI) bajce pt. „Sir Billi”.
Jakość tej
produkcji ssie na całej linii – od scenariusza, przez absolutnie
żenujący humor, aż po wspomnianą oprawę graficzną. To przykre,
że szkocki aktor, który stworzył tyle popisowych ról, pożegnał
się z kinem grając w czymś tak koszmarnym. „Sir Billi”,
którego budżet wynosił ok. 18 milionów dolarów, zarobił
zaledwie… nieco ponad 15 tysięcy (!) dolców.
#4. Marlon Brando
Jeszcze smutniej
wyglądało pożegnanie z kinem w wykonaniu Marlona Brando. Ten
wybitny aktor pośmiertne zbiera baty za „Wyspę doktora Moreau”,
a tymczasem jego ostatni aktorski popis nawet nie dostał szansy na
premierę. W 2004 roku, będąc już w bardzo ciężkim stanie i
korzystając z aparatu tlenowego przez 6 godzin dziennie, słynny
artysta zgodził się podłożyć głos w amerykańskiej kreskówce.
Miało to miejsce dosłownie trzy tygodnie przed jego śmiercią.
Trudno powiedzieć jaką jakość reprezentował film „Big Bug
Man”, bo ta nakręcona za 20 milionów dolarów, w całości
wykonana ręcznie rysunkowa animacja nigdy doczekała swojej
premiery. Trochę szkoda, bo był to nie tylko ostatni występ
wielkiego Brando, ale i pierwszy film, w którym ten wielki artysta miał żeńską
rolę!
#5. Christopher
Walken
Posiadacz jednego z
najbardziej charakterystycznych głosów w Hollywood zaliczył wiele
wybitnych ról, a i tak najbardziej znany będzie jako ten
gość z „Pulp Fiction”, który ukrywał zegarek we własnym
tyłku. Cóż, lepiej to niż gdyby wszyscy kojarzyli go z postacią
naczelnego antagonisty z kiepskiego niczym kompot z desek filmu o
grupie gadających misiów. I do tego grających w zespole country! Mimo że za
produkcje tę odpowiedzialne jest studio Walta Disneya, to krytycy
nie zostawili na „Country Bears” nawet suchej nitki. Również i
widzowie nie okazali szczególnego entuzjazmu – film nakręcony za
35 milionów dolarów nie zarobił nawet połowy tej kwoty.
#6. Christopher
Lloyd
Jeszcze gorzej
poradził sobie film będący dziełem producenta „Teletubisiów” (nigdy nie skumam fenomenu tego paskudztwa).
Nakręcony w 2012 roku „The Oogieloves” miał na swoim pokładzie
Christophera Lloyda, czyli niezapomnianego doktorka Emmeta Browna z
„Powrotu do przyszłości”. Gwiazdorska obsada jednak nie
wystarczy, aby produkcja zarobiła krocie i zyskała sympatię
krytyków. O tym, o jak bardzo złej rzeczy mówimy niech świadczy
fakt, że przed zdobyciem Złotej Maliny za najgorszy film 2012 roku „The Oogieloves” uchroniła tylko silna konkurencja ze strony drugiej części
abominacji pt. „Zmierzch: Przed świtem”. A wyniki finansowe?
Leciutko ponad milion dolarów przy 20-milionowym budżecie, więc
mówimy tu nie tylko o artystycznej porażce, ale przede wszystkim –
frekwencyjnej.
#7. John Voight
Jak zły musi być
film, aby móc pochwalić się jedną gwiazdką na IMDB oraz oceną
0% na Rotten Tomatoes? Podpowiemy: bardzo, ale to bardzo zły!
Koszmarek, o którym mówimy to „Superbabies: Baby Geniuses 2”.
Kojarzycie te salwy śmiechu towarzyszące seansowi pierwszej części?
Nie? My też nie, bo nawet nie wiedzieliśmy, że ktokolwiek mógł
wpaść na pomysł opowiedzenia historii wybitnie inteligentnych
niemowlaków walczących z cynicznym arcyłotrem pracującym nad
wynalazkiem, który pozwoliłby mu zrozumieć dziecięce gaworzenie.
Nie do końca też wiadomo jakim cudem filmowcom udało się ściągnąć
na plan tego „nieporozumienia” zdobywcę Oscara! Oglądanie Johna Voighta w takim
paskudztwie boli bardziej niż seans „The Room”, a to naprawdę
wysoko podniesiona poprzeczka…
#8. Whoopi Goldberg
Czasem ról się nie
wybiera. Pięć lat po otrzymaniu Oscara za występ w „Uwierz w
ducha” Whoopi Goldberg zrobiła coś, czego żaden szanujący się
gwiazdor robić nie powinien – zagrała w skierowanej na rynek VHS
komedii sensacyjnej o perypetiach policjantki oraz partnerującego
jej tyranozaura. Para dzielnych stróżów prawa natrafia na ślad
tajemniczego mordercy gadów kopalnych, który to wpadł na
złowieszczy plan sprowadzenia na Ziemię kolejnej epoki lodowcowej…
To nie miało prawa się udać. I nie udało się. Film „Theodore
Rex” jest jednym z najdroższych filmów, które trafiły
bezpośrednio na kasety video. Jest też zdecydowanie jednym z największych
powodów do wstydu dla aktorki grającej główną rolę. Na
usprawiedliwienie gwiazdy trzeba jednak podkreślić, że Whoopi
została zmuszona przez producentów do zagrania w tym koszmarze i
mimo sądowych prób wycofania się z kontraktu, gwieździe „Koloru
purpury” groziła ogromna finansowa kara za odmowę współpracy.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą