Lęku i niepokoju.
Empatii. To k**ewsko niefajne, czuć bez przerwy cierpienie wszystkich dookoła.
Otyłości. Kiedy raz do ciebie przyjdzie, naprawdę trudno się jej pozbyć.
Nieużywania przez ludzi kierunkowskazów w samochodach. Co oni myślą, że ta wajcha przy kierownicy jest dla ozdoby?
Stwardnienia rozsianego, na które choruję... To naprawdę wykańcza człowieka i zamienia życie w piekło.
Niedokończonych projektów. Chyba coś ze mną jest nie tak, bo ciężko mi w życiu skończyć coś, co zacząłem.
Sierści zwierząt na moim ubraniu. Kiedy w domu zużyję kilka warstw rolki do ubrań z Ikei i myślę, że już jestem czysta, wychodzę na zewnątrz i tam okazuje się, jak bardzo się myliłam...
Długów. Strzeżcie się kart kredytowych...
Maili. Kiedyś człowiek dostał maila i się cieszył jak głupi. Dzisiaj każdej nowej wiadomości towarzyszy złość.
Kurzu i zakamarków, gdzie ten kurz osiada i nie da się go pozbyć.
Żalu.
Gniewu. I nie mówię tu o zwykłej złości, jak na przykład na innego kierowcę, który zajął ci miejsce parkingowe. Mówię o tym głębokim gniewie, który trzeba tłumić, aby cię nie zniszczył.
Samotności...
Haseł i PIN-ów.
Myśli. Czasem jest ich aż za wiele.
Wycieńczenia i skrajnego zmęczenia. Z wiekiem dopada mnie coraz częściej.
Ugryzień komarów. One nie pozwalają cieszyć się latem i dobrą pogodą.
Nienawiści do samego siebie. Mam z tym poważny problem.
Nieużywanych przeze mnie rzeczy i prezentów, którym musiałem znaleźć miejsce w mieszkaniu, a z nich nie korzystam. Jestem niewolnikiem hasła, że prezentów się nie sprzedaje i teraz zagracają mi jeden pokój.
Niepewności. Pewnie wyniosłam to z dziecięcych lat.
Listy rzeczy do zrobienia. Ciężko mi ją stworzyć, a jeszcze ciężej zrealizować.
Bezwładu kończyn, na przykład po drzemce. Szczerze tego nie cierpię.
Długopisów, które nie działają.
Marzeń. Nie mogłam zrealizować ich wszystkich, więc nie zrealizowałam żadnego.
Czasu, który przelewa mi się przez palce i gdzieś umyka. Ten tykający zegar uświadamia mi, że czasu mam coraz mniej i to mnie przytłacza.
Kofeiny. Moje ciało składa się już chyba w większości z kawy.
Świnek morskich. Kocham je, ale kupiłem parkę, a teraz mam ich dziesiątki i rzeczy bardzo szybko wymknęły się spod kontroli.
Ostrych sosów. Choć w sumie je uwielbiam, ale mam w lodówce dziesiątki zaczętych butelek, których nie mogę dokończyć, tylko bez przerwy kupuję nowe.
Jako farmaceuta mam dość pieprzonych ton szczepionek, które bez przerwy musimy wyrzucać.
Kart w przeglądarce. Mam tendencję do otwierania stanowczo zbyt dużej ich ilości.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą