2. Wypłosz kolejny jaki się pojawił bał się tego momentu od co najmniej roku. Każdy krok jego od drzwi przypominał zaawansowane stadium pląsawicy Huntingtona, tak, że już bałem się, iż nie uda mu się dojść do krzesła. Gdy już siadł cała komisja poczuła solidne drżenia tektoniczne wprawiające w wibracje nas wszystkich. Dziekan przemówił więc do studenta:
- Niech Pan przestanie się tak trzepać.
Sekundy później dotarła odpowiedź:
- Panu Dziekanowi łatwo mówić, nigdy nie mogłem się pohamować przed trzepaniem…
3. Egzamin numer któryś tam, komisja w której skład wchodzę nieco już zmęczona wiedzą bojowniczą młodych medi. Kolejna studentka wchodzi, pada pytanie o cukrzycę, klasyfikacje, uwarunkowania itp. Wszyscy słuchają jednym tylko uchem, dziekan obok którego sobie siedzę rysuje ufoludka na serwetce. Studentka męczy się i nas, a przede wszystkimi medycynę niesamowicie. W pewnym momencie pada, gdy przeszliśmy już do wałkowania diety w cukrzycy pada pytanie o podział cukrów.
Odpowiedź zbudziła wszystkich:
- No więc może być zwykły kryształ, który jest sypki albo w kostkach, może też być puder, lub żelatujący…
Idę trzepać dalej…. Studentów oczywiście….
* * * * *
Rankiem gwarem rozbrzmiał cały gmach, a na normalnie wyludnionym korytarzu zaczęły przewalać się tłumy australopiteków z długimi torbami na ramionach, włącząc niemal po podłodze rękami typowymi dla stworzeń, które co tylko zeszły z drzewa, oraz z zachowaniem ociekającym seksem na każdym kroku i w każdym wypowiedzianym słowie. Na szczęście większość z nich jeszcze sztuki składania zdań nie opanowała więc dominowały głucho wyrykiwane pozdrowienia, powitalne prężenia muskułów, klepania po pośladkach i ramionach oraz inne gesty ze słownika ludów pierwotnych.
By uskoczyć przed tłumem małpoludów z którymi zaraz miałem rozpocząć zajęcia wszedłem do kibelka. Zajęcia trzygodzinne mnie czekają, więc zaszedłem tam by oddać honorowo nieco moczu. Próbując przeżyć ostatnie chwile przyjemności przed katorgą, stanąłem nad pisuarem by w sielskiej atmosferze publicznej toalety odprężyć się i zaczerpnąć tchu powietrza przesiąkniętego uryną przed wykładem. Nie powiem, odprężyłem się na tyle, że nawet zacząłem nieco pogwizdywać, bodajże "Deszczową Piosenkę", myśląc o padającym deszczu, tych kroplach ściakających...
WHAAAAAAAM !!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Podskoczyłem cały oblewając se całe spodnie i ręce tym co miałem zamiar honorowo oddać. Odwróciłem się szybko chowając ptaka w ramach profilaktyki ptasiej grypy. Pół metra przede mną stał jakiś - jeszcze moment wcześniej zadowolony z siebie, ale już z bardzo głupią miną - neadertalczyk. Ściskając w łapskach dowód zbrodni w postaci rozwalonej torby papierowej, którą mnie poraził. Sam też teraz stał porażony a na moje uprzejme: "Co Ty człowieku, którego matka zajmowała się najstarszym zawodem świata, a wczasie jednej z prac zarobkowych doszło do uszkodzenia lateksowego zabezpieczenia, czego efektem jesteś tu Pan stojący, uważasz że robisz !!??"
Usłyszałem coś że jestem podobny od tyłu do jego kumpla, że przeprasza za pomyłkę. No i oczywiście że jest mu przykro.
Przykro to mu dopiero będzie. Za dziesięć minut zaczynam z nim zajęcia. To będzie dłuuugie zaliczanie seminarium. Myślę, że w trakcie zajęć przyjdą mi do głowy jakieś pomysły na dodatkowe umilenie temu małpoludowi studiowania sztuki leczenia...
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą