Rzeczy z lat 90., których nam brakuje
Rumburak
·
19 listopada 2021
108 476
507
182
Czy lata 90. były lepsze? Na pewno były inne i niektórym ludziom tęskno za rzeczami, które wtedy były normalnością.
Stwierdzenie, że reklamy mają odzwierciedlać poziom jak największej części społeczeństwa, wydaje się być bardzo obraźliwe. Gdyby jednak nie było prawdą, to czy producentom opłacałoby się inwestować w tę serię idiotyzmów, jaka wylewa się nieprzerwanie z telewizji czy radia?
Nie od dzisiaj wiadomo, że reklamy promują całkowicie nierealistyczne ideały, wpędzając ludzi w kompleksy i próbując nakłonić ich do zakupu
cudownych produktów, które odmienią ich życie (stąd, chociażby kremy na zmarszczki dla osób 40+ reklamowane przez dwudziestolatki). Generalnie nikt praktycznie nic sobie z tego nie robi. Chyba że Malezja – Malezja, znana z bardzo ostrej cenzury, w 2002 roku zablokowała emisję reklamy Toyoty Altis (tamtejsza Corolla) za to tylko, że wystąpił w niej Brad Pitt. Urzędnicy doszli do wniosku, że obraża to malezyjskich mężczyzn, którzy mogliby przez to poczuć się niewystarczająco przystojni.
…i nie skończyło się to dobrze. Ikea nie słynie raczej z przesadnych kontrowersji. Gigantyczna sieć sklepów wydaje się promować otwartość czy tolerancję w sposób tak bezpieczny i zachowawczy jak tylko się da (i trudno byłoby takiemu działaniu odmówić logiki biznesowej). Ale w 1994 szwedzka sieć postanowiła wyjść przed szereg i w wyemitowanej w amerykańskiej telewizji reklamie po raz pierwszy w dziejach wystąpiła homoseksualna para. W konsekwencji rozpętała się ogromna burza – oskarżenia o niszczenie tradycji, nawoływania do bojkotu, wściekłe telefony klientów z „jedynie słuszną” wizją świata. Doszło nawet do tego, że sklep w Hicksville musiał zostać ewakuowany po telefonie ostrzegającym przed rzekomą bombą, co skłoniło dyrektorów Ikei do powstrzymania przynajmniej na jakiś czas swoich pionierskich zapędów.
https://www.youtube.com/watch?v=eBq7SyGtG8Y
Dla jednych artystów udział w reklamach stanowi zaprzeczenie idei działalności artystycznej, inni zgodzą się zareklamować wszystko – od pasztetu po maść na hemoroidy – byle tylko przytulić trochę grosza i pokazać się w telewizji. Bob Dylan, artysta przez duże „A”, już od dawna zalicza się do tej pierwszej grupy. W 1965 roku stwierdził, że jeżeli kiedykolwiek on lub jego muzyka mieliby pojawić się w reklamie, to będzie to reklama damskiej bielizny. Słowo ciałem się stało nieco ponad 40 lat później – w 2007 muzyk wystąpił w reklamie Victoria’s Secret, śpiewając fragment utworu „Love Sick”. Oprócz tego muzyka Dylana wykorzystana została jeszcze tylko dwa czy trzy razy (co i tak nie przeszkodziło fanom w twierdzeniu, że artysta się sprzedał).
„Usiądź, zaparzę naszą ulubioną kawę i wszystko mi opowiesz” to hasło, od którego wielu zdążyło już zrobić się słabo. Nie jest też może bezpośrednim przykładem, ale – zapewne niechcący – nawiązuje do jednego z najbardziej wyświechtanych schematów stosowanych w reklamie. Określany jest mianem
two cunts in a kitchen, czyli „dwie cipy w kuchni”. Prawda, że sympatycznie? Nazwa nazwą, ale częstość wykorzystania poraża. Cała idea sprowadza się bowiem do tego, by dwie panie w domowej scenerii poplotkowały wspólnie – oczywiście w samych superlatywach – o wybranym produkcie. I nie ma znaczenia, czy będą to tabletki na zatwardzenie, na rozwolnienie, swędzenie, pieczenie, upławy czy cokolwiek innego. Bo z jakiegoś absurdalnego powodu ludzie szczególnie chętnie wierzą plotkującym kobietom – a już zwłaszcza w reklamie.
Program
Pogromcy Mitów zasłynął jako niezwykle ciekawe źródło informacji, poddające weryfikacji „prawdy objawione”, jakie od lat wędrują po internecie, a przed erą internetu przenoszone były wszystkimi innymi dostępnymi kanałami. Choć oczywiście nie zawsze wszystko szło zgodnie z planem, a do części eksperymentów pojawiały się spore zastrzeżenia, to i tak Pogromcy cieszyli się sporą wiarygodnością. Nie zawsze zasłużenie. Jednym z odcinków, jakie planowano wyemitować, był ten poświęcony technologii RFID, a konkretnie jej ułomności – tego, jak łatwo można nią manipulować. Dlaczego odcinek nigdy nie trafił na antenę? Wyłącznie dlatego, że reklamodawcy – operatorzy kart płatniczych – zagrozili wycofaniem swoich kampanii z kanałów Discovery.
Cudowna terapia pokazująca, że można schudnąć szybko i bez wysiłku? Jedyna w swoim rodzaju dieta, dotąd pieczołowicie chroniona przed pokazaniem światu? Cóż, nikt rozsądnie myślący nie da się na to nabrać. A jednak obfitość tego rodzaju reklam każe podejrzewać, że są ludzie gotowi uwierzyć w magiczną przemianę i kupić reklamowany w ten sposób produkt. Warto znać brutalną prawdę – w licznych reklamach pokazujących zdjęcie osoby przed i po diecie czy kuracji fotografie zamienione są miejscami. Nie brakuje osób, które w zamian za wcale nie takie znowu wielkie honorarium zgadzają się najpierw zrobić sobie zdjęcia szczupłej sylwetki, które posłużą jako ujęcia „po”, a potem przytyć specjalnie po to, by można było zrobić zdjęcia „przed”. Miło to już było.
To nie przypadek, że reklamy wydają się głośniejsze – można relaksować się i nawet przysypiać podczas oglądania filmu, by zostać brutalnie wyrwanym z zadumy krzykiem spikera nawołującego do natychmiastowego biegu do sklepu. Można by złośliwie stwierdzić, że to dlatego, by w kuchni też było słychać reklamę. I nie będzie to tak całkowicie niezgodne z prawdą – bo ludzie powszechnie w przerwach reklamowych wstają z kanapy, by… zaparzyć sobie herbatę. Przynajmniej w Wielkiej Brytanii. I użycie słowa „powszechnie” nie jest tu bynajmniej przesadą – doszło nawet do tego, że dostawcy energii na Wyspach musieli się specjalnie przygotować na nagłe skoki zapotrzebowania w czasie przerw reklamowych podczas popularnych transmisji.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą