Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Po drugiej stronie alfabetu chorób psychicznych. Punkt widzenia innego chorego

32 940  
69   63  
sh_ pisze: Kilkukrotnie na JM pojawiły się artykuły, których treść dotyczyła chorób/zaburzeń psychicznych. Jedne były bardziej interesujące, inne mniej - nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Opublikowany 13 listopada 2017 r. artykuł przekroczył jednak pewną granicę. Ostrzeżenie: czytanie poniższego nie ma najmniejszego sensu, jeśli nie zapoznaliście się wcześniej ze wspomnianym wyżej tekstem.


Piszesz "w społeczeństwie jest maksymalnie nikła wiedza na temat chorób psychicznych", co pozwala stwierdzić, że nie zgadzasz się na taki stan rzeczy i chcesz przyczynić się do jego zmiany. Następnie, w podpunktach przedstawiasz... lekki tekst, prezentujący stronę widzenia chorego, któremu dość łatwo mówi się o swoich zaburzeniach, a część z nich nawet „lubi”. Przykłady, które podajesz są zbyt mało zróżnicowane, żeby wnieść cokolwiek istotnego do świadomości ludzi czytających twój artykuł.

Widywałem zarzuty, jakoby JM jako portal głównie satyryczny nie był odpowiednim miejscem na poważne zagadnienia. Być może ubierając swoje myśli w słowa, kierowałeś się właśnie tą filozofią, nie wiem. Jednakże choroby psychiczne to temat, który bynajmniej nie jest lekki i jeśli decydujesz się, aby go przybliżyć, oddaj mu sprawiedliwość.

Nie wiem, w jakiej sytuacji się znajdujesz. Nie znam cię osobiście i nie znam nasilenia twojego schorzenia. Nie mogę jednak nie skomentować pewnych, nazwijmy to, dezinformacji (wynikające z wybiórczości), jakie zawarłeś.

Treść zawarta w moim tekście została sformułowana na podstawie doświadczeń własnych oraz moich znajomych, jak i rozmowach z pracownikami służby zdrowia (m.in. bardzo bliskim członkiem mojej rodziny). Nie odnosiłem się do żadnych konkretnych badań naukowych, co proszę wziąć pod uwagę.

Odniosę się po kolei do każdego z podpunktów.

A
Zaprezentowanie choroby afektywnej-dwubiegunowej osobom, które nigdy nie miały do czynienia z chorym (lub same nie są chore, ale w tym przypadku nie trzeba niczego przedstawiać) jest niemalże, lub wręcz całkowicie, niemożliwe. Opisy sytuacji, nie ważne jak barwne by nie były, nigdy nie oddadzą w pełni tego, co dzieje się w głowie osoby chorej (to tak, jakby ktoś chciał, aby osoba z awersją do danego koloru lub smaku próbowała sobie wyobrazić, że go lubi), ani co odczuwają osoby przebywające z chorym przez dłuższy okres.

(Nie)Szczęśliwie ja należę do tych drugich. Nigdy nie napisałbym o tej chorobie w taki sposób, w jaki ty to zrobiłeś. Przedstawiłeś ogólne cechy tej przypadłości, jednakże zrobiłeś to w sposób spłycony i powierzchowny. Domyślam się, dlaczego zdecydowałeś się na takie, a nie inne przedstawienie problemu (patrz wyżej). Zakładam, że problem dotyczy cię bezpośrednio. Jeśli tak, to twój wybór, w jaki sposób się o tym wypowiadasz. Pamiętaj jednak, że nie każdy ma do siebie dystans i w tym przypadku zdecydowanie należy to uszanować, jeśli chce się wypowiadać za ogół. Chęć krzewienia wiedzy jest szlachetna, jednak należy zwrócić uwagę na sposób, w jaki to robimy.

B
Piramida Maslowa umieszcza poczucie bezpieczeństwa blisko swojej podstawy. Nieudogodnienia wynikające z braku tej podstawowej potrzeby nie są domeną jedynie osób chorych. Jasnym jest, że część osób z różnego rodzaju zaburzeniami inaczej postrzega “bezpieczeństwo” i źle ewaluuje czynniki na nie wpływające, należało by to jednak podkreślić.

C
Nie. Depresja i jej pochodne mogą sprawiać pewien fizyczny dyskomfort, ale stwierdzenie, że "[d]epresja potrafi boleć każdym mięśniem" jest zwyczajnym kłamstwem. Być może był to jedynie skrót myślowy, ale nawet jeśli, to nie powinieneś był tego robić.

D
Niestety, ale to co napisałeś w tym punkcie, nie wnosi absolutnie nic.

E
Opis jest stosunkowo trafny w kwestii dwubiegunówki. Inne zaburzenia mogą sprawić, że zwyczajny uśmiech chorego będzie czymś szokującym dla wszystkich naokoło, włącznie z nim samym.

F
Niecodzienne zachowania są zależne od choroby i stopnia jej nasilenia. Tak samo jak ich postrzeganie przez osoby trzecie. Większość chorych, z którymi miałem do czynienia, była określana jako „dziwni”. Czy jest to określenie negatywne, pozytywne czy neutralne, zależy tylko i wyłącznie od intencji osoby wygłaszającej opinię. Stwierdzenie, że postrzeganie chorych przez osoby postronne ogranicza się do „ekstremalnie fajnego” albo „totalnie niefajnego” jest błędem logiczno-językowym. Być może nie miałeś na myśli tego, że są to jedyne opcje, ale użycie sformułowania „albo... albo...” niestety na to wskazuje.

G
Nie wiem, skąd wziąłeś to 90%. Śmiem zaryzykować stwierdzenie, że duża część tych „głupot”, jak to ująłeś, może mieć inne podłoże. Chęć ukarania się za wyimaginowane przewinienia lub tzw. „wołanie o pomoc” są pierwszymi, które przychodzą mi do głowy. jeśli chodzi o samookaleczenie. Możesz stwierdzić, że druga przywołana przeze mnie opcja i chęć zwrócenia na siebie uwagi to w gruncie rzeczy to samo. Różnicą jednak jest efekt, jaki osoba dokonująca czynu chce osiągnąć. Samookaleczenie pomogło mi „wrócić na ziemię” raz. Inne przypadki były próbami „ukarania się” lub zwrócenia na siebie uwagi. Części z nich się wstydzę, pozostałych nie, gdyż, jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi, pomogły mi. Z innymi takimi zachowaniami bywa podobnie, mogą też wynikać z chęci ucieczki od rzeczywistości, o której sam wspominasz w punkcie K.

I
Napisałeś kompletnie oczywistą rzecz. Pamiętaj jednak, że z byciem inteligentnym jest tak samo, jak z byciem damą i jak z posiadaniem władzy...

J
Zgadzam się.

K
Znowu jakieś dziwne procenty. Nie wiem też, o jakich kłamstwach mówisz. Jeśli chodzi o oszukiwanie samego siebie, wtedy się zgadzam. Jeśli mowa o okłamywaniu innych ludzi, wtedy mówimy o swego rodzaju patologii i bynajmniej nie tyczy się to większości chorych. Inną rzeczą jest nadmierne koloryzowanie. Jakkolwiek bywa męczące tudzież irytujące, nie niesie za sobą tragicznych skutków dla żadnej ze stron. Nie mylmy również tych rzeczy z nieumiejętnością opisania swojego stanu lub myśli.

I tak na marginesie - chęć ucieczki od rzeczywistości charakteryzuje zarówno osoby zdrowe, jak i chore. Stąd też książki, filmy, muzyka i inne formy rozrywki są dużą i istotną częścią życia większości z nas.

L
Zgadzam się.

M
Przedstawiłeś jedną stronę medalu. Spójrzmy na drugą - psychopaci nie potrafią utrzymać związków, traktując swoich partnerów jako przedmioty służące do zaspokajania ich potrzeb. Czy osoby chore potrafią kochać? Jak zawsze - zależy.

Z drugą częścią akapitu zgadzam się w całości.

N
Ten podpunkt zdenerwował mnie najbardziej. Przebywając w szpitalu miałem okazję obserwować i rozmawiać z osobami z nerwicą natręctw. Sposób, w jaki przedstawiłeś tę straszną przypadłość, jest ubliżający. Osoby z OCD męczą się każdego dnia, a ich zachowania przestają być akceptowane jeszcze szybciej niż "dziwne" zachowania osób chorych na dwubiegunówkę czy zmagającymi się z długotrwałą depresją. Większość ich zachowań, czy “rytuałów” jest komiczna, co w połączeniu z brakiem zrozumienia, o którym wspomniałem wcześniej w punkcie A, sprawia, że niechętnie rozmawiają o swoich problemach i zdecydowanie nie jest im do śmiechu.

Każdy człowiek jest odrobinę perfekcjonistą i każdy ma jakieś swoje dziwactwa. Nie wiem dlaczego te cechy charakteru zaczęły być utożsamiane z nerwicą natręctw, zniekształcając i kalecząc obraz tej choroby. Kilka lat temu, na pewnej stronie mającej duży wpływ na cały internet, wylęgł się trend na chwalenie się swoim "OCD". Do tego czasu zdążył już na szczęście umrzeć, ale jego pozostałości widać do teraz. Rzeczy, które napisałeś, mogą być potencjalnie niebezpieczne i zdecydowanie negatywnie wpływają na wyobrażenie o tym zjawisku. Mamy tutaj dokładnie to samo, co w dzisiejszych czasach dzieje się z pojęciem "gwałtu", ale pozwolę sobie nie zagłębiać się w tę dygresję, gdyż nie chcę babrać się w polityce. Nie neguję twojego stanu, ale zdecydowanie potępiam sposób przedstawienia.

O
Zgadzam się. Tutaj bardzo ładnie rozgraniczyłeś różnych ludzi, z różnymi przypadłościami.

P
Wszystko OK poza ostatnim zdaniem. Owszem, skala jest inna, ale to, jak sobie z tym radzisz, zależy głównie od ciebie. Jeśli jesteś na tyle zdrowy, by pracować i w wolnym czasie pisać artykuły, to znaczy, że jesteś w stanie z tym walczyć. Każdy psychiatra ci to powie, a negowanie tego jest miganiem się od odpowiedzialności i zrzucaniem winy na coś nieuchwytnego i niemożliwego do zrozumienia przez innych. Niestety, świadomie lub nie, to zagranie stosuje duża część chorych. Sam nie jestem bez winy, całe lata zajęło mi uświadomienie sobie, że jeśli ja sam sobie nie pomogę, to nikt ani nic tego nie zrobi. Nie pomyl tego z coachingiem, zdaję sobie sprawę, że łatwo powiedzieć, a ciężej się zastosować. Osobiście staram się nie dać się chorobie, ale przyznaję szczerze - mimo wszystko sobie nie radzę.

R
Również się zgadzam. Cieszę się, że twoja rodzina cię wspiera. Z moją bywało różnie, ale jakoś przetrzymaliśmy najgorszy okres, i pomimo tego, że mam parę wyrzutów, zatrzymuję je dla siebie, bo wiem, że dzięki mnie nie mieli lekko.

S
Zależy od szpitala lub nawet od oddziału. Na tym, na którym ja się znajdowałem, personel starał się stworzyć atmosferę sprzyjającą rehabilitacji psychiatrycznej. Nie spotkałem żadnego Jezusa, ale parę anegdot by się znalazło, nie przytoczę ich jednak na forum publicznym. Co do Lotu nad kukułczym gniazdem, nie mogę się do końca zgodzić. Osobiście tego nie doświadczyłem (i całe szczęście), ale wiem z relacji innych pacjentów przeniesionych na mój oddział, oraz paru pracowników, że zdarzają się przypadki nadużycia siły przez personel, który jest w zasadzie bezkarny (kwestia wiedzy, gdzie nie sięgają kamery) lub brutalnych kłótni pacjentów między sobą.

Inną sprawą, związaną zarówno ze szpitalami jak i przyjmującymi w przychodniach lub prywatnie psychiatrami, która mnie mocno drażni, są niektórzy "pacjenci". Nazywam ich "etatowymi rencistami". Nadużywają oni drażliwości tematu, niejasności i tabu powiązanych z chorobami psychicznymi, by korzystać z różnego rodzaju udogodnień socjalnych. Gorsze są jedynie przypadki, w których ktoś w taki sposób wymiguje się od przestępstwa. Każdy może zgłosić się do przychodni i naściemniać, a lekarz musi się jakoś do tego odnieść. A jako że fizycznych objawów zazwyczaj nie ma, nie pozostaje nic innego, jak uwierzyć na słowo.

T
Tak jak i w punkcie F, spora część chorych jest postrzegana jako co najwyżej "dziwni". Nie każde zaburzenie musi się bardzo uzewnętrzniać, co oczywiście nie ujmuje jego wadze. Stygmatyzowanie przez innych ludzi jest zdecydowanie zbyt mocnym słowem, by użyć go w ogólnym kontekście. Dużo zależy od podejścia chorego do własnego stanu. Wielu chorych przypisuje zbyt dużą siłę sprawczą różnego rodzaju sygnałom, odbieranym od innych ludzi i do tego najczęściej źle owe sygnały interpretuje. Wina, niestety, leży po stronie chorego, i ważną częścią leczenia psychiatrycznego jest uporanie się z tym problemem. Ponownie, wiem, że łatwo powiedzieć i, ponownie, nie jestem bez winy. Sam boję się chodzić po ulicach i mijać obcych ludzi, a jedyna istota, jakiej w pełni ufam, to mój pies.

U
Niestety, zgadzam się w pełni. Widmo tego, że albo będziesz "zdrowy", jednocześnie dzięki lekom nie czując się sobą, albo chory, w przypadku czego nawet akceptacja samego siebie niewiele zmienia, jest przerażające.

W
Pierwszy raz spotykam się z taką przypadłością. Nie jestem w pozycji pozwalającej mi na komentowanie.

Z
Bez komentarza.

Jak już wspomniałem, przedstawiłeś zagadnienie po łebkach. Nie twierdzę, że w tym co piszesz nie ma żadnej prawdy, ale pominąłeś zbyt wiele, by zatytułować ten artykuł "od A-Z". Jeżeli poczułeś się urażony, przepraszam. Jednakże wszystkie rzeczy, których doświadczyłem w związku z chorobami moich znajomych, jak i z własną, nie pozwalają mi zaakceptować lekkiego tonu twojego tekstu jak i jego treści.

W tym miejscu były wstawione konkretne przykłady, jednak po namyśle zdecydowałem się je usunąć. Po pierwsze, nie chcę, żeby ktoś to z kimś powiązał. Po drugie, nie chcę grać na emocjach, a dokładnie takie wrażenie to sprawiało. Po trzecie, czytając to po raz wtóry, wspomnienia stawały się coraz bardziej wyraźne i... po prostu nie mogłem. Powiem tylko tyle, że to nie są rzeczy, do których można podejść lekko, żadna z pominiętych przeze mnie osób nie ma i pewnie nigdy nie będzie w stanie mieć takiego dystansu do siebie, by wspominać te sytuacje ze śmiechem. A nawet jeśli, to będzie on przepełniony goryczą.

Podkreślę po raz ostatni, choroby tudzież zaburzenia psychiczne są różne, i różni ludzie inaczej sobie z nimi radzą. Najrozsądniejszą próbą podejścia do problemu jest zachowanie otwartego umysłu, jednocześnie zważając na to, by nie dać się ogłupić i wykorzystać. Nie wszystkie z tych przypadłości malują życie na czarno. Niektóre zmieniają paletę barw na kolory znane tylko osobie chorej, inne przysłaniają spojrzenie na świat przytłaczającą szarością. Nie sposób stwierdzić, co jest gorsze.
56

Oglądany: 32940x | Komentarzy: 63 | Okejek: 69 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

16.04

15.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało