Przez całe walentynki jeździłem po całej Warszawie, rozwożąc bukiety kwiatów. Pod sam wieczór stanąłem pod kolejnym blokiem z tysięcznym chyba bukietem i zadzwoniłem domofonem. - Dobry wieczór, poczta kwiatowa.
- ŻE CO? - usłyszałem damski głos.
- Poczta kwiatowa.
Prychnęła głośno, ale otworzyła. Podszedłem do drzwi.
- Mam kwiatki dla pani Takiej Owakiej - powiedziałem i spodziewałem się standardowej reakcji, ojej, naprawdę, och, jaki on słodki itp.
- Od kogo? - warknęło dziewczę, notabene bardzo urodziwe, na oko nie więcej niż 20-letnie.
- Nie wiem.
- Pan poczeka.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą